Współuzależnienie
Aby odpowiedzieć na pytanie, czym jest miłość niewspółuzależniona, musimy dookreślić pojęcie samego współuzależnienia. Najogólniej rzecz ujmując, ze współuzależnieniem w relacji mamy do czynienia wtedy, gdy robimy coś ZA, zamiast Z kimś. Robienie czegoś za kogoś najczęściej wyraża się w nadodpowiedzialności za tę osobę i nadmiernej kontroli nad nią.
Można stwierdzić, że właściwie w każdej miłości znajduje się odrobina współuzależnienia rozumianego jako pewien stopień odpowiedzialności za bliską nam osobę. Wynika to z faktu, że zależy nam na niej i chcemy dla niej dobrze. Jednak gdy przybiera ono na sile i częstotliwości, a więc gdy nie potrafimy wyhamować swojej kontroli i oddać jej temu, kto powinien ją wziąć, gdy czujemy się winni, zawstydzeni, tracąc ją, współuzależnienie staje się pełnowymiarowym problemem.
Współuzależniona miłość
Rozumiejąc już, czym jest współuzależnienie, możemy przyjrzeć się z bliska współuzależnionej miłości. Najpierw jednak spróbuj odpowiedzieć sobie na pytanie — Z czym kojarzy Ci się miłość, bliskość, partnerstwo? Jak miłość wyglądała w Twoim dzieciństwie? Jak rozumiano ją w Twoim systemie rodzinny? Jako konieczność poświęcania się, naginanie swoich granic, przepracowywanie się, a może jako kłótnie, nerwowość?
Zastanów się nad jeszcze jedną, nieco bardziej ogólną kwestią — Jak brzmi Twoja narracja o życiu? Narracją o życiu jest pewna opowieść, skrypt czy pomysł na życie, który wyznacza nastawienia, oczekiwania i postawy względem niego. Z ogólnej narracji o życiu możemy wyprowadzić bardziej szczegółową narrację o samej miłości. U niektórych życiową opowieść wyznaczają określenia takie, jak walka, bieg z przeszkodami, zadanie do wykonania czy pasmo porażek (To najczęstsze skojarzenia jakie słyszę w gabinecie). Są to metafory waleczne związane z ciągłym zmaganiem się, przełamywaniem czy odkupywaniem czegoś. W podobnych kategoriach osoby te mogą spostrzegać miłość.
Często spotykanym stylem przywiązania wśród osób o takiej narracji o życiu jest przywiązanie pozabezpieczne. To dominujący sposób, w jaki wiązały i wiążą się osoby DDA/DDD. Pod pojęciem pozabezpiecznego przywiązania rozumiemy więź emocjonalną wytworzoną wobec kogoś niebezpiecznego (fizycznie, ale też psychicznie) albo kogoś raz bezpiecznego, a raz niebezpiecznego. Miłość, której uczy się w takim związku, nie może później kojarzyć się dobrze.
Styl przywiązania trafnie obrazuje metafora klucza. Klucz zostaje ukształtowany w oparciu o jakiś zamek tak, by mógł go otwierać. Dla jednej osoby kluczem otwierającym drzwi pierwszej figury przywiązania, a więc rodzica, była niewidzialność, nieprzeszkadzanie, dla innej idealność. Tym samym kluczem w dorosłym życiu próbujemy otwierać inne drzwi, inne serca.
Pojawić się teraz może pytanie, dlaczego wchodzimy w związki z takimi, a nie innymi osobami. Odwołując się do opisanej metafory, możemy sobie wyobrazić, że klucz jednej strony pasuje jakoś do zamka drugiej strony — choć każde z nich jest w pewnym stopniu dotknięte swoją historią, ich rany są podobne. Możliwe jednak, że poradzili sobie z nimi na zupełnie różne, często komplementarne względem siebie, sposoby.
Dynamika współuzależnionego związku
Początki
Spróbujmy prześledzić dynamikę rozwoju współuzależnionego związku — w tym przypadku z perspektywy kobiety. Na początku ten człowiek czymś specyficznym jej imponuje, zaspokaja jakąś tlącą się w niej potrzebę, tęsknotę, zalecza jakąś dawną ranę. To dobry moment, by spytać siebie — Co Cię urzeka w innych ludziach? Czym potrafią Ci zaimponować? Odpowiedź na te pytania może dużo powiedzieć na temat niezaspokojonych dziecięcych potrzeb, a więc tego, czego zabrakło w przywiązaniowej matrycy. Zdarza się, że kobiecie imponują silni czy wręcz agresywni mężczyźni, bo w swojej historii życia bardzo potrzebowała obrońcy, lecz nigdy go nie doświadczyła. Inna osoba może lgnąć do kogoś, kto jest przeciwieństwem tego, co było codziennością jej rodzinnego domu. Jeśli, przykładowo, ceniono w nim bliskość, wspólnotowość, czy symbiozę, mogą urzekać ją osoby niezależne. Tego właśnie — niezależności, autonomii — brakowało w jej systemie. Chce w końcu poczuć się przy kimś jak całość, a nie połówka.
Kryzys
W pewnym momencie w rozwoju współuzależnionego związku występuje kryzys. Jego nastąpienie samo w sobie nie musi być zwiastunem jakiegoś zaburzenia. W związku współuzależnionym jednak w czasie kryzysu opadają maski i w grę wkracza jakaś dysfunkcja, np. picie jednego z partnerów. Druga osoba może początkowo mu współczuć oraz próbować go ratować. To jednak często nie przynosi oczekiwanych efektów. Zaczyna ją to z czasem denerwować, uruchamia więc strategie, które w jakimś momencie jej historii okazały się pomocne — próbuje walczyć o otrzymaną wcześniej namiastkę zaspokojenia tego, co w niej dziecięce, poprzez nadmierną kontrolę i odpowiedzialność.
Warto zaznaczyć, że nie jest prawdą, że w związku współuzależnionym nie ma miłości. Co więcej, może być w nim bardzo dużo tęsknoty, dobrych intencji, szczerej empatii i współczucia wobec cierpienia drugiego człowieka. W takim związku zatem miłość miesza się ze współuzależnieniem, a więc przekraczaniem zdrowych granic. Urasta on niekiedy do rangi zapewniania komfortu picia (czy jakiejkolwiek dysfunkcji), zaczyna przypominać rzucanie pereł przed wieprze i ostatecznie nikomu nie wychodzi na dobre.
Apogeum
Apogeum współuzależnionego związku następuje w momencie, gdy nadmierna kontrola, odpowiedzialność czy jakiekolwiek inne zachowanie spostrzegane jako powinność wobec osoby z dysfunkcją (np. sprzątanie butelek, chronienie przed konsekwencjami) stają się dominującym trybem funkcjonowania, swoistym autopilotem. Doskonale podtrzymuje go obawa przed rozpadem związkowego systemu. Wyhamowanie odpowiedzialności za drugą osobę wiąże się bowiem z dużym ryzykiem wielu utrat. Trzeba mieć bardzo stabilne zaplecze wewnętrzne, by odważyć się na taki krok.
W tej sposób uzależnienie jednej osoby staje się uzależnieniem dwojga. Tak jak osoba uzależniona bezrefleksyjnie i automatycznie pije, tak osoba współuzależniona bezrefleksyjnie i automatycznie próbuje temu przeciwdziałać, gubiąc siebie.
Niewspółuzależniona miłość
Jak zatem wygląda miłość niewspółuzależniona? Możemy ją poznać na przykład po tym, że jest wzajemna — przepływ wsparcia jest dwukierunkowy. Kochając w sposób niewspółuzależniony, pomagamy sobie nawzajem wydobywać swój potencjał, wspieramy się w podążaniu naszymi drogami. Znamy swoje natury, swoje cele i piszemy naszą wspólną opowieść w oparciu o ich poszanowanie. To miłość, w której nie trzeba się samopoświęcać, bowiem dostajemy od drugiej osoby przestrzeń na dbanie o własne cele.
Ufną miłość możemy porównać do podróży, w którą decydujemy wybrać się razem.
Każdy z nas wyrusza w nią z własnym bagażem doświadczeń. Bagaż jednych jest łatwiejszy do udźwignięcia, innych zdaje się balastem niemal nie do uniesienia. Druga osoba czasami pomaga nam go nieść, czasami robimy to dla niej my. Zastanów się — Kto ile niesie w Twoim związku? Czy ktoś jest w nim tragarzem? Na ile jesteście zadowoleni z tego, jak i dokąd idziecie?
Każdy człowiek wyposażony jest w zestaw bardzo podstawowych potrzeb psychologicznych. Te potrzeby muszą zostać zaspokojone we właściwym czasie i okolicznościach, żebyśmy mogli żyć i żeby chciało nam się żyć.
Smutną prawdą jest, że w przypadku wielu osób, zwłaszcza DDA/DDD, pierwotne, dziecięce potrzeby bezpieczeństwa, autonomii, własnej wartości, autoekspresji, zdrowych granic nie zostały zaspokojone w najbardziej wrażliwych, złaknionych ich okresach rozwoju. Z tego powodu w dorosłym życiu mogą oczekiwać ich zaspokojenia w nadmiarze przez partnera. Współuzależnione związki powstają w efekcie szukania w świecie kogoś, kto wypełni w nas puste miejsca, kto zrekompensuje to, czego w swojej historii nie otrzymaliśmy.
W związkach niewspółuzależnionych osoby wiedzą, że to one same są przede wszystkim odpowiedzialne za to, czego potrzebują. Nie oznacza to, że są samoistnymi wyspami, zupełnie niezależnymi od siebie. Wręcz przeciwnie — ich dobrostan jest zależny od drugiej osoby, ale nie w 100%. Są od siebie współzależne, lecz nie współuzależnione.
W świetle tego, jak wygląda miłość współuzależniona, możemy śmiało stwierdzić, ze popularne hasło Miłość nie zna granic potrafi być bardzo szkodliwe. Zdrowa miłość bowiem bardzo dobrze zna granice lub przynajmniej jest gotowa się ich nauczyć. To właśnie konstruktywnie wyznaczone granice są tym, co pozwala nam poczuć się w relacji bezpiecznie.