Jak nie wchodzić w związki, które do złudzenia przypominają rodzinę pochodzenia DDA/DDD, choć na początku nic na to nie wskazuje, wychodzi dopiero po kilku miesiącach. Jak to szybciej rozpoznać i kończyć takie znajomości?
Szukając odpowiedzi na to pytanie, musimy najpierw zastanowić się, co właściwie leży w obszarze naszej kontroli, a co nie. Znajomość siebie czy przepracowanie własnych schematów myślowych nie chronią nas w stu procentach przed nawiązaniem szkodliwej relacji. Wynika to z faktu, iż zasięg naszej kontroli nie obejmuje w pełni reakcji, przekonań i tajemnic drugiego człowieka. W kontakcie z innymi ludźmi nie pozostajemy jednak zupełnie bezradne. W obszarze naszej siły spoczywa zdolność uczenia się sygnałów alarmujących o potencjalnych zagrożeniach płynących z konkretnej relacji oraz, co za tym idzie, możliwość dystansowania się od niej.
Co zatem może wskazywać na fakt, iż mamy do czynienia z relacją przypominającą te szkodliwe z dzieciństwa?
- Za szybkie przekraczanie granic — bycie adresatką zwierzeń z czyichś tajemnic czy szczegółów prywatnego życia może budować w nas wrażenie obdarzenia szczególnym zaufaniem, bywa niemal jak wyróżnienie. Pozwala oczekiwać, iż łatwo nawiążemy głęboki kontakt z tą osobą czy nawet jej pomożemy. Ta odruchowa reakcja wyrasta jednak z poziomu niezaspokojonej, dziecięcej potrzeby bliskości. Powrót do poziomu zdrowego dorosłego wiąże się z przypomnieniem sobie, że ilość wymienianych o sobie nawzajem informacji nie przyrasta nagle, lecz wraz z budowaniem zaufania.
- Za szybkie obdarzanie poczuciem wyjątkowości — idealizowanie czy wręcz „bombardowanie miłością” może być odczuwane jako coś bardzo przyjemnego, coś, czym pragniemy być nakarmione. Jednak „zalanie” komunikatami o wyjątkowości i ważności na wczesnym etapie relacji stanowi raczej informację o ich nadawcy niż informację o nas samych.
- Wyręczanie — DDA bardzo często są osobami nad wyraz odpowiedzialnymi. Gdy na horyzoncie pojawia się ktoś, kto chce przejąć na siebie odpowiedzialność za ich obowiązki, może stwarzać to nadzieję otrzymania wyczekiwanego wsparcia, troski i utulenia. Jednak wyręczanie z odpowiedzialności łatwo prowadzi do relacji uwikłania. W takich związkach osoba „odciążająca” staje się wybawcą — kimś, komu należy wszystko zawdzięczać, druga zaś zostaje osadzona w roli ofiary.
- Za szybkie deklaracje — wczesne zapraszanie na późny etap relacji (np. seksualny) stanowi przeskok nad bardzo ważnymi fazami związku, które powinny wystąpić najpierw (np. przyjaźń). Tak szybkie, poważne deklaracje łatwo trafiają na grunt niezaspokojonego głodu bezwarunkowej miłości (którą tak bardzo przypominają, a którą niekoniecznie muszą być).
- Obsadzanie w roli dziecka lub matki — przesadna troskliwość czy wielbienie mogą stać się furtką do ustanowienia asymetrycznej, a więc niepartnerskiej relacji. To kolejny przykład zachowania, które trafia w czuły punkt Dorosłych Dzieci Alkoholików — niespełnionej, dziecięcej potrzeby ufnej zależności.
Tym, co łączy wszystkie opisane powyżej zachowania, jest ich zdolność dotykania bardzo podstawowych potrzeb dziecięcych, które nie doczekały się zaspokojenia w przeszłości, w relacji z rodzicem. Są nimi potrzeba bezpieczeństwa, autonomii, ekspresji siebie, poczucia kompetencji, pozytywnej dyscypliny oraz zabawy. Dorosłe Dziecko można zatem porównać do wygnańca z własnego dzieciństwa, który bardzo tęskni za tym, z czego został wygnany. Choć nauczył się dobrze sobie radzić, ignorując swoje potrzeby, blokując trudne emocje czy wpadając w wir zadań, nadzieja zaspokojenia nienasyconego głodu wciąż się w nim tli. Oferta zaspokojenia tego głodu przez innego człowieka pozostaje bardzo kusząca.
Jest to jednak perspektywa dziecka. Dorosły świat wzywa, przypominając, że dziecięce potrzeby niezaspokojone we właściwym czasie, prawdopodobnie nigdy nie zostaną w pełni zaspokojone. Dorosły może je raczej opłakać i samodzielnie się nimi zatroszczyć, nie delegując tego zadania na innego człowieka.
Jak zatem dystansować się od relacji tak bardzo przypominających klimatem te z dzieciństwa? Maksymalnie dorośle, jak to tylko możliwe. Strategią dziecka na kończenie tego, co mu się nie podoba, jest działanie — tupnięcie nogą, odwrócenie się na pięcie bez tłumaczenia. Strategia dorosłego ma nieco inny charakter. Człowiek dorosły zauważa swoje emocje, zastanawia się nad nimi, ubiera w strawną, słowną formę i ofiarowuje temu, do kogo są kierowane, odchodząc. W naszej relacji wyczuwam klimat, w którym nie czuję się bezpiecznie. Wybacz, ale tu postawię kropkę. Dziękuję za czas, który był między nami.
Badanie
Evans, S. (1988). Shame, boundaries and dissociation in chemically dependent, abusive and incestuous families. Alcoholism Treatment Quarterly, 4(2), 157-179.
Dlaczego te potrzeby są tak silne? Dlaczego ich zaspokojenie przez drugiego człowieka jest tak pożądane?
Są silne, bo nie zostały zaspokojone we właściwym kontekście rozwojowym, przez właściwą osobę (tu — opiekuna). Sfrustrowane potrzeby nie giną w próżni, a pozostają w cieniu, nieświadomie domagając się spełnienia.Gdy ktoś „sam z siebie” wypełnia te potrzeby, nie trzeba go o to usilnie prosić, nagle to, co zostało odłączone, przemilczane, zyskuje nadzieję na ukojenie. Jednocześnie stanowi to furtkę do niesymetrycznej, a więc niepartnerskiej relacji i rozmaitych nadużyć. W konsekwencji pierwotna nieufność względem własnych potrzeb i emocji zostaje utwierdzona — osoba może wzmacnić w sobie przekonanie, że jej potrzeby i emocje po raz kolejny okazały się słabą wskazówką w tworzeniu relacji oraz że „potrzebować czegoś” = „być złym”